niedziela, 16 sierpnia 2015

7. Not at all, you can be a great one.

 Nie wiem nawet, jak długo się tuliliśmy. Wiem tylko, że zamknęłam oczy i pragnęłam, aby ta chwila trwała wiecznie. Chłopak odsunął mnie lekko od siebie tak, by spojrzeć mi w oczy i powiedział:
   - Spokojnie, wszystko będzie dobrze. - powiedział, łapiąc mnie za podbródek. - Kocham cię, Wiktoria. - wyszeptał wprost w moje usta, po czym musnął je delikatnie. Objęłam go za szyję i odwzajemniłam gest, a on zrobił to śmielej. 
   Gdy się od siebie oderwaliśmy, powiedziałam:
   - A ja kocham ciebie. 
   W tym samym momencie do altany weszła Amanda i spojrzała na nas z uśmiechem.
   - Szczęścia, moje gołąbeczki! 
   I wtedy się obudziłam. 
   Zerwałam się z łóżka na równe nogi. Pospiesznie chwyciłam telefon i spojrzałam na ekran.


   15 sierpnia
9:43

   Odetchnęłam z ulgą i opadłam z powrotem na łóżko. 
   - Czyli to był tylko sen... - powiedziałam sama do siebie, po czym pokręciłam głową z niedowierzaniem. 
   - Jaki sen? - usłyszałam za sobą zaspany głos Kacpra. 
   Odwróciłam się gwałtownie. 
   - Przepraszam bardzo, panie Piechocki, co pan robi w moim łóżku?! - krzyknęłam, udając złość. - Umowa była jasna, śpisz na podłodze. 
   - Ale twoje łóżeczko jest taaaakie wygodne. - powiedział z bananem na twarzy i przymykając oczy wtulił się poduszkę. Chwyciłam za swoją i go walnęłam, na co tylko się zaśmiał. 
   - A co do snu... - ciągnęłam - To był nieźle pokręcony. 
   - Opowiadaj. 
   Więc powiedziałam mu wszystko. Od, najdziwniejszego chyba w tym śnie, treningu, drużynie, która była jakaś pokręcona, i nawet o dziewczynach, które na widok Kacpra po prostu oszalały, do ogniska, mojej histerii i pocałunku z nikim innym jak z Conte. 
   Kacper jednocześnie kpił z mojego wytworu wyobraźni i uważnie słuchał, ale gdy doszłam do ostatniej jego części, gwizdnął w uznaniem.
   - No, no, no! Proszę, proszę! Może dzisiaj się coś wydarzy? - poruszył brwiami śmiejąc się, za co zarobił jedynie lewego sierpa. - I jeszcze ta Amanda na końcu... - oboje wybuchnęliśmy śmiechem. 
   - Gdyby to okazało się rzeczywistością, wpadłabym do domu i rozkazałabym rodzicom, żebyśmy wrócili do Polski. - zaśmiałam się. 
   - A mi się wydaje, że ten sen miał jakieś ukryte znaczenie.
   - Jakie? - podniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam na Kacpra marszcząc brwi.
   - No... to tak jakby pokazuje, że zawsze mogłoby być gorzej, że... ludzie mogliby być tak pokręceni, a w rzeczywistości są bardzo mili i koleżeńscy... rozumiesz, może ten nienormalny koszmar pokazał ci, że ta przeprowadzka wcale nie była takim złym wyborem... 
   Nic nie odpowiedziałam, ale słowa chłopaka dały mi do myślenia. 


   ***

   Na treningu nic nie było takie jak w moim śnie. Dziewczyny powitały mnie z wielką radością, a najlepiej, o, ironio, dogadywałam się z "Eleną", która w rzeczywistości miała na imię Paula i, jak się okazało, wcale nie przyjaźniła się z Amandą. 
   Kacper nie miał tabunu adoratorek, a "Sara", która naprawdę nazywała się Melissa i rzekomo do niego podbijała, miała chłopaka, z którym była ponad dwa lata. 
   Skoro atmosfera, że tak powiem, znormalniała, mogłam w spokoju dać z siebie wszystko i skupić się na swojej grze. Miałam ogromną motywację i nie poddawałam się tak jak to mi się przyśniło, bo osobą z tego koszmaru na pewno nie byłam ja, ale jakaś obca mi dziewczyna w moim własnym ciele. Tak bym to nazwała. 
   Trening zaczęliśmy od standardowej rozgrzewki, w skład której wchodziły biegi, rozciąganie, brzuszki i ćwiczenia siłowe, następnie odbijaliśmy piłki a parach. 
   Jako, że każda dziewczyna oprócz mnie miała już przydzielone swoje pozycje, miałam dwa razy więcej roboty. Trener, mimo, że wiedział, iż moimi wcześniejszymi pozycjami były libero oraz przyjęcie, powiedział, że codziennie przez siedem dni będę ćwiczyła inną pozycję tak, by mógł stwierdzić, na którą się najbardziej nadaję i czy w ogóle się nadaję, a potem oznajmi, czy będę w drużynie, czy nie.
   Dzisiaj przystało mi grać na przyjęciu, co mi jak najbardziej odpowiadało. Mimo, że chciałam pozostać na tej pozycji, byłam ciekawa jak sprawdzę się w innych. Moją mocną stroną na pewno nie było rozegranie, bo zawsze szło mi najgorzej ze wszystkich. 
    Podzieliliśmy się na dwie grupki, do każdej należała któraś z dwóch rozgrywających: Evelina i Neva. Każda z grup ustawiła się po przeciwnych stronach siatki i ćwiczyłyśmy ataki. Mi przystało ćwiczyć razem z Eveliną, która rozgrywała naprawdę dobrze. Byłam leworęczna, ale nie sprawiało jej to większego kłopotu. Musiała grać na tej pozycji już naprawdę długo. 
   Po około dwudziestu minutach zakończyliśmy ćwiczenie ataków i przyjmujące oraz libero, w tym ja i Kacper, doskonaliliśmy swoje przyjęcie. Następnie był czas na blok, ataki przez środek i z drugiej linii, obrona, zagrywka. Dopiero po półtorej godzinie podzieliliśmy się na drużyny i zagrałyśmy mecz, który zakończył się zwycięstwem mojej drużyny, w której był również Piechu.
   Po skończonym treningu wszyscy, wyczerpani, opadliśmy na ziemię i leżeliśmy tak chwilę, po czym wykonaliśmy krótkie rozciąganie, po którym dziewczyny i Kacper pożegnali się z trenerem i poszli do szatni, a ja musiałam na chwilę zostać. 
   - Powiem ci, że całkiem nieźle idzie ci na tym przyjęciu.
   - Dziękuję. - uśmiechnęłam się lekko. 
   - Jednak, wydaje mi się, że w ataku też czujesz się bardzo dobrze.
   - Tak, to w końcu także rola przyjmujących.
   - Dlatego też jutro zagrasz na ataku. Kto wie, może w jeszcze jakiejś innej pozycji sprawdzisz się dobrze.
   - Wątpię. Rozegranie i środek to raczej nie moja bajka. - zaśmiałam się. 
   - Nie we wszystkim można być doskonałym. - puścił mi oczko. 
   - Dokładnie. Do widzenia, trenerze! - powiedziałam i skierowałam swoje kroki do szatni. 
   - Do jutra! A, i przy okazji powiedz Kacprowi, że jest naprawdę dobrym libero!
   - Dobrze, przekażę mu! - odkrzyknęłam i wyszłam z hali. 
   Weszłam do szatni, gdzie niektóre dziewczyny były już przebrane i piły wodę, a niektóre dopiero co wzięły prysznic. 
   - Wiki, muszę przyznać, że naprawdę świetnie grasz. - stwierdziła Camila szeroko się do mnie uśmiechając. 
   - Dziękuję, ty również. - odwzajemniłam gest. Dziewczyna grała na środku i widać, że była do tego stworzona. 
   Przebrałam się dość szybko, po czym wraz z Paulą i Alisą wyszłam do holu, gdzie czekał już na mnie Kacper. Dziewczyny szły w przeciwną stronę, więc pożegnaliśmy się z nimi, ruszając w stronę mojego osiedla.
   - Bardzo dobrze ci szło, muszę przyznać. Pasujesz tam. No i ta drużyna nie jest taka jak z twojego opowiadania. - zaśmiał się, a ja mu przytaknęłam, również się przy tym śmiejąc. 
   - Dzięki, tobie też. Nawet trener kazał ci to powiedzieć.
   - Och, czuję się zaszczycony! 
   - Ale jak widać, nie zdobyłeś dzisiaj ani jednej psychofanki. - kpiłam z niego i jednocześnie ze swojego snu.
   - Jasne, ale wiedz, że ta cała Lena się do mnie cały czas uśmiechała. - poruszył zabawnie brwiami. 
   - I co, będzie romansik? - uniosłam pytająco brwi i wyszczerzyłam się.
   - Gdybyśmy byli w Polsce... - podsumował i po chwili zmienił temat. 


***

   Gdy wróciliśmy do mieszkania, nasi rodzice tam byli i najwidoczniej na nas czekali. Weszliśmy do kuchni i przywitaliśmy się z nimi, po czym opadliśmy na krzesła.
   - A wy nie nad jeziorem? - zironizował Piechocki, na co oboje wybuchnęliśmy śmiechem, a dorośli patrzyli na nas jak na idiotów.
   - Miałam dziwny sen. - wyjaśniłam, na co oni tylko pokręcili głowami mrucząc pod nosem "oj dzieci, dzieci". 
   - I jak było? - zapytała moja mama. 
   - W porządku. Każdego dnia muszę grać na innej pozycji, by trener mógł określić gdzie najlepiej się nadaję i czy w ogóle tak jest. Dziś grałam na przyjęciu i powiedział, że nieźle mi na nim idzie, jak również i na ataku. Kacper też dostał pochwałę. - uśmiechnęłam się do przyjaciela opierając rękę o podbródek. 
   - No to super, jesteśmy dumni. - odezwał się wujek Konrad. 
   - Może faktycznie przejechalibyśmy się nad to jezioro? - zaproponował mój tata, na co reszta, oprócz mnie i Kacpra, przystała. 
   - Jedziecie z nami? - spytała mama Piecha.
   - Nieeee. - powiedzieliśmy równo. 
   - Jesteśmy zmęczeni. - dodałam. 
   - Nie to nie. - moja mama wytknęła na nas język, na co się zaśmialiśmy. 
   Po około pół godzinie byliśmy już sami w domu. Rozwaliliśmy się przed telewizorem opychając się zamówioną pizzą, chipsami i lodami. 
   - Przynajmniej jedna rzecz z mojego chorego snu się zgadza. - mruknęłam, a Kacper, ze śmiechu opluł się colą. 


***

   Na ognisko u Conte zjawiliśmy się jakieś dwadzieścia minut po umówionym czasie, bo my jak to my oczywiście sobie zasnęliśmy.
   Dom Facundo był zupełnie inny niż ten, który widziałam we śnie. Wcale nie był taki ogromny, raczej średni. Ściany były jasnozielone, gdzieniegdzie opadały na nie gałązki świerków, które rosły dookoła posiadłości. Wąska ścieżka prowadziła na kilka schodków, po których wchodziło się do środka, a obok były skalniaki i pełno kwiatów. Widać było, że mama Argentyńczyka kocha naturę. 
   Już z jakiejś odległości słyszeliśmy wraz z Kacprem głośną muzykę dobiegającą z podwórka, więc stwierdziliśmy, że nie ma sensu pukać czy dzwonić, bo i tak były marne szanse, że ktoś by nas usłyszał, dlatego też obeszliśmy dom dookoła i znaleźliśmy na jego tyłach jeszcze jedną, maleńką furteczkę, przez którą weszliśmy. Facu niemalże od razu nas zauważył i podszedł się przywitać.
   - No cześć! - wyszczerzył się. - Już myślałem, że nie przyjdziecie. 
   - Przysnęliśmy trochę. - oznajmił Kacper i wszyscy się zaśmialiśmy. 
   - Mieliśmy nawet plan przyjść trochę wcześniej i ci pomóc, no ale cóż, nasza dwójka jest idealnym przykładem na to, że łatwo jest coś planować, a trudniej to zrealizować.
   - Chwiiila, chwiiila, chwiiiila! - przerwał mi Piechocki. - M Y mieliśmy plan? - prychnął. - Kochana, ty mi nawet o niczym nie wspomniałaś. - udawał oburzenie. 
   - No ale i tak byś się zgodził, prawda? - zatrzepotałam teatralnie rzęsami. Conte miał z nas niezłą polewkę. 
   - Wy to jesteście udani. - stwierdził, kręcąc głową.
   Rozejrzałam się dookoła. Nie było tutaj żadnego wypasionego basenu z jacuzzi, ani placu zabaw dla młodszego brata Facundo, który zapewne nawet nie istniał. Jedno się jednak zgadzało - rozmaite warzywa i owoce były tu zasiane. Pełno drzew, ławeczek. No i oczywiście rozłożona siatka do gry. Szczerze mówiąc, ta wersja domu chłopaka spodobała mi się bardziej niż ta z wytworu mojej wyobraźni. 
   - Ładnie tutaj masz. - uśmiechnęłam się i z uznaniem spojrzałam na Conte.
   - A dziękuję. - odwzajemnił uśmiech. - To wszystko zasługa mojej mamy. - zaśmiał się pod nosem. 
   - Tak, ładnie tutaj, to fakt. Inaczej niż z opowiadań Wiki... szkoda, że nie ma basenu, bo zabrałem kąpielówy, no ale co zrobisz. A nie masz przypadkiem 10-letniego brata? - spytał wiadomo kto, a ja tylko stłumiłam śmiech, chociaż bezskutecznie, bo chwilę później i tak nim wybuchnęłam, a Piechu do mnie dołączył.
   Facu spojrzał na nas marszcząc brwi, ale na twarzy miał banana. 
   - Co?! - wydusił z siebie.
   - Wiki miała... fajny sen. - prychnął Kacper.
   - D z i w n y sen. - poprawiłam go.
   - Jaki? - zapytał Argentyńczyk.
   - Nie chcesz wiedzieć... - zaśmiałam się. 
   - A właśnie, że chcę! - krzyknął Facu, choć i tak cały czas musieliśmy podnosić głos przez muzykę, i wywinął dolną wargę. 
   - Mooooże potem...
   - Ale Wiki! Prooooooooszę! Ja jestem ciekawy!!! - Conte przybrał głos małego dziecka.
   - Oj, Facu, z tobą to jak z dzieckiem. - poczochrałam mu włosy.
   - Nic na to nie poradzę.  Dalej, mów!
   - Trochę tutaj za głośno na opowieści. - próbowałam zwalić całą winę na muzykę mając nadzieję, że odpuści. Nie chciałam wprowadzać go w detale tego snu, bo pragnęłam uniknąć niekomfortowej rozmowy. Co, jeśli zadałby pytanie, czy faktycznie mi się podoba? Mogłabym go okłamać, ale ze mnie dobrego kłamcy niestety nie było, szczególnie przy takim chłopaku jak Facundo Conte. 
   - Za głośno powiadasz... Okej. - wzruszył ramionami i wziął mnie na ręce, przerzucając sobie mnie przez ramię, ruszył w stronę wejścia tarasowego od domu. 
   - Facundo, głupcze! Opuść mnie na ziemię!!!! - krzyczałam, waląc go pięściami w tyłek, ale to było na nic. Chłopak wprowadził mnie do domu, po czym wszedł na górę i tak znaleźliśmy się w jego pokoju. Zrzucił mnie na swoje łóżko, a sam usiadł na krześle przy biurku. 
   Ściany były pomalowane na niebiesko, a meble były jasne. Kilka szaf i regałów, biurko oraz łóżko. Gdzieniegdzie wisiały plakaty oraz zdjęcia. Mogłabym rzec, że był to typowy pokój nastolatka. Po plakatach stwierdziłam, że Facu słucha dobrej muzyki: Bring Me The Horizon, 30 Seconds to Mars, Nirvana, Hozier, Disturbed, Linkin Park... mój gust.
   - Też słucham takiej muzyki. - uśmiechnęłam się. - Fajny pokój. - położyłam się na łóżko. - I baaaaardzo wygodna podusia. - zaśmiałam się. 
   - Dziękuję. - również się zaśmiał. - Tyłek mnie trochę boli. Może zamiast siatkówki powinnaś się zapisać na karate? Albo sumo. - prychnął, a ja walnęłam go poduszką. 
   - Uważaj, panie Conte, bo zaraz twoje jedyneczki pójdą na niezbyt miły spacerek. - próbowałam przybrać groźny ton, ale przy nim nie potrafiłam być poważna. 
   - Nie boję się ciebie, dziewczynko. 
   - To zacznij.
   - Lepiej ty zacznij. - spojrzał na mnie i uniósł brwi. - A teraz mi opowiadaj, panno Musierowicz - moje nazwisko wypowiadał z zabawnym akcentem, aż chciało mi się śmiać za każdym razem, gdy je wypowiadał - co to był za sen. 
   - Jak sobie zasłużysz, to ci powiem. 
   - A czym mam sobie zasłużyć?
   - Coś wymyślisz. - uśmiechnęłam się szeroko i podniosłam się z łóżka, kierując się do wyjścia.
   Otworzyłam drzwi równo z pewną osobą, którą okazała się...
   O l i v k a...
   Na jej widok Conte chłopak zerwał się z krzesła i mocno przytulił, po czym zaczęli się całować, a ja wyminęłam ich i zeszłam na dół, po czym wyszłam z powrotem na ogród. 
   Natychmiast podbiegł do mnie Kacper.
   - Wiki... - zaczął, ale urwał i spojrzał na mnie oszołomiony. - O raju, mała, ty płaczesz... - otarł mi łzę, która spłynęła mi po policzku.
   - Daj spokój, Kacpi, to tylko jedna łza. Nawet nie zauważyłam, kiedy spłynęła. - uśmiechnęłam się lekko.
   - Widziałaś...
   - Jak się przywitali. Całowali się, a ja nie chciałam przeszkadzać. - zacisnęłam usta w wąską linię i westchnęłam. 
   - Ale nie przejmujesz się?
   - Nie no coś ty... muszę się przyzwyczaić do tego widoku. Poza tym bardzo lubię Olivkę, a jego tym bardziej.
   - Dasz radę, kochana. Jesteś silna, a ja w ciebie wierzę. - przytulił mnie do siebie, a ja odwzajemniłam uścisk. 
   - To co, bawimy się? - zapytałam.
   - Bawimy! - krzyknął Kacper i uśmiechnął się szeroko, po czym dołączyliśmy do reszty ludzi, którzy przyszli na ognisko. Po chwili przybyła również para zakochańców. Podbiegłam do Olivki i ją przytuliłam.
   - Hej! Wróciłaś wcześniej? - spytałam. 
   - No, mieliśmy wracać za dwa dni, ale tata musiał pilnie wracać, bo któryś z pracowników zachorował i musiał go zastąpić, więc przyszłam się przywitać. 
   - Fajnie, że jesteś. - uśmiechnęłam się. I naprawdę tak myślałam. Lubiłam tę dziewczynę, po prostu trochę przybił mnie ten widok... byli naprawdę szczęśliwi, a ja nie chciałam im tego w żaden sposób psuć.
   Więc była na to tylko jedna rada.
   Musiałam w jakiś sposób zapomnieć, że ja i Facundo kiedykolwiek będziemy razem. 

__________________________________________

Cześć, cześć, cześć! 
Jest i siódemka. 
No tak, ta cała chora drużyna i niepotrzebne histerie Wiki były tylko snem. Chodziło przede wszystkim o to, by dziewczyna zrozumiała, że w Argentynie wcale nie jest tak źle jak ona to widzi i niepotrzebnie to wszystko tak... przeżywa XD 
Opinie pozostawiam wam. Jak ktoś w ogóle jeszcze czyta to opowiadanie XD 
Do następnego. Buziaki ♥ 
Lola
   

niedziela, 9 sierpnia 2015

6. I want to go back.

   tydzień później, 15 sierpnia

   Ten dzień zapowiadał się świetnie. Przed południem mieliśmy udać się z Kacprem na mój pierwszy trening, w którym i on miał brać udział, ponieważ mój, mam nadzieję, przyszły trener zgodził się na to, oczywiście dzięki pomocy Facundo. Chłopak robił wieczorem ognisko, na które mieliśmy zamiar wstawić się z Piechockim. Swoją drogą przez ten tydzień spotkaliśmy się z Conte i jego ekipą chyba z cztery razy. Postanowiłam bardziej wyluzować się przy Facu i nie myśleć o tym, że mi się podoba i jak widać opłaciło mi się to, bo nawet z Iness, mimo tego, że jest najbardziej irytującą osobą jaką znam, udało mi się złapać jako taki kontakt. Jednak to wszystko dzięki Kacprowi, zresztą jak zawsze.
   Wstaliśmy około dziesiątej. Trening był na wpół do dwunastej, ale na halę mieliśmy trochę drogi do pokonania. 
   Skorzystaliśmy kolejno z toalety, ubraliśmy się i zjedliśmy śniadanie w postaci kanapek i gorącego kakao. Spakowaliśmy torby i wyszliśmy z mieszkania. Na dworze panował straszny upał jak na tak wczesną porę. Zapowiadał się gorący dzień. W drodze na halę wskoczyliśmy jeszcze do sklepu po wodę. Byliśmy przed budynkiem o 11:23. 
   - Jacy mu punktualni... - zaśmiałam się.
   - Na treningi z a w s z e byliśmy punktualni. - uśmiechnął się Kacper.
   - Racja. Gorzej z lekcjami. - oboje wybuchnęliśmy śmiechem. Na niektóre lekcje potrafiliśmy przyjść nawet pięć minut przed końcem, takie z nas śpiochy. 
   Weszliśmy do środka. Kacpi rozglądał się dookoła z zachwytem wymalowanym na twarzy.
   - Ładnie tu, co? - zapytałam, szczerząc się. 
   - I to jak! Nie to co u nas. - westchnął.
   - Oj już nie narzekaj! - dźgnęłam go w brzuch.
   - Nie narzekam, po prostu stwierdzam fakt. - puścił mi oczko. 
   Niedaleko nas stał trener, więc poszliśmy się przywitać. 
   - Dzień dobry! - powiedzieliśmy równo.
   - Witaj, Wiktorio! Miło cię tu widzieć i życzę powodzenia, mam nadzieję, że wykażesz nam swoje umiejętności i zostaniesz tu na dłużej. - uśmiechnął się do mnie. - A ty jesteś tym jej przyjacielem-libero? - zapytał zwracając się do Kacpra, na co odpowiedzieliśmy kiwając ze śmiechem głowami. 
   Porozmawialiśmy jeszcze chwilę z panem Martinezem, po czym udaliśmy się do szatni. Gdy weszłam do sali, Piechocki już w niej był... otoczony tabunem dziewczyn szczerzących się na jego widok. Prychnęłam widząc całe zajście, ale Kacprowi to się podobało, stwierdziłam to po jego szerokim uśmiechu. Postanowiłam, że podejdę i przedstawię się dziewczynom. O ile nie zjedzą mnie, gdy się do niego odezwę..., pomyślałam i zaśmiałam się sama do siebie. Zdecydowanie za dużo czasu przebywałam z Iness. 
   - Cześć! - powiedziałam z delikatnym uśmiechem na twarzy. - Jestem Wiktoria, miło mi was poznać. 
   Dziewczyny przedstawiły mi się kolejno. Camila, Neva, Elena, Gracia, Isabel, Marta, Sara, Tatiana, Martina, Adalina, Agata, Drina, Francesca, Lola... Nie zdążyłam dokładnie zapamiętać która jest którą, ale wiedziałam, że z czasem sobie to utrwalę. O ile się dostanę..., pomyślałam. 
   Po chwili do sali wszedł trener. 
   - Cześć, dziewczyny. Zapewne się już sobie przedstawiliście, ale pozwólcie, że jeszcze raz to zrobię. Wiktoria chciałaby dołączyć do naszej drużyny. Liczę, że jej gra jest na tyle dobra, by mogła to zrobić. Zaraz to zresztą sprawdzimy, ale nie stresuj się, bo to tylko pogorszy sprawę. - uśmiechnął się. - A to jest Kacper. - gdy trener wypowiedział jego imię, wszystkie dziewczyny spojrzały na niego z... pragnieniem? Tak, tak mogłabym to nazwać. - Jest Polakiem, podobnie jak Wiktoria, i przyleciał ją tutaj odwiedzić. Jako, że trenuje siatkówkę w Polsce zgodziłem się by dołączył dzisiaj do nas, jeżeli Wiktoria dostanie się do drużyny będzie uczęszczał na treningi jeszcze przez dwa tygodnie. - dziewczyny rzucały sobie entuzjastyczne spojrzenia po tej informacji. - No, myślę, że możemy zaczynać!
   Na początku wykonaliśmy rozgrzewkę: biegi, rozciąganie i te sprawy. Następnie mieliśmy dobrać się w pary i odbijać w nich piłkę. Do Kacpra podleciała jakaś dziewczyna, bodajże Sara, i chłopak z nią odbijał, więc ja podeszłam do Eleny i poprosiłam ją czy mogłaby być w parze ze mną. Kiedy szłyśmy po piłkę, zagadała:
   - Widzę, że Kacper ma wiele adoratorek. - zaśmiała się. 
   - No tak, ale jak widać, Sara jest na prowadzeniu w "grze o Piechockiego" - odpowiedziałam jej tym samym. 
   - To się jeszcze okaże... - mruknęła pod nosem, ale nie na tyle cicho, by uniemożliwić mi usłyszenie tych słów.
   - Przepraszam, co powiedziałaś? - zapytałam, starając się, by zabrzmieć delikatnie. 
   - Nic, nic. Ta piłka może być? - zapytała ze sztucznym uśmiechem, podając mi piłkę, na co skinęłam głową.
   - Piłka jak piłka. Podoba ci się Kacper? - zapytałam nagle, bez ostrzeżenia.
   Dziewczyna rzuciła mi przeszywające spojrzenie, po czym zapytała:
   - A czy tobie podoba się Facundo? 
   - Słucham?! - nie wierzyłam w to, co przed chwilą usłyszałam. Skąd ona, do cholery, o tym wiedziała?!
   - Przyjaźnię się z pewną osobą, która mi o tym powiedziała. 
   - Z kim? - zapytałam z furią w głosie. - Kto naopowiadał ci takich bzdur?!
   - Mówi ci coś imię Amanda? - uśmiechnęła się słodko. 
   Byłam w szoku. A m a n d a powiedziała to Elenie?! Ale jaki ona miała w tym interes?!
   Nagle mnie olśniło.
   I n e s s...
   - Zapamiętaj sobie raz na zawsze. - warknęłam. - Facundo mi się nie podoba. Jedynie się z nim przyjaźnię. A ciebie nie powinno to interesować. Nie chcę mieć problemów w drużynie. 
   - Skąd wiesz, że w ogóle się tutaj dostaniesz?! 
   - Nie widziałaś jak gram, więc nie pytaj o takie rzeczy.
   - Mam propozycję.
   - Na którą się nie zgodzę. 
   - Lepiej posłuchaj. - syknęła. - Ty załatwisz mi randkę z Kacprem, a ja nie zniszczę cię na dzisiejszym treningu ani nie powiem nikomu o tym, że się zakochałaś w Conte.
   Zaśmiałam się jej prosto w twarz. 
   - Chyba nie zdajesz sobie sprawy z tego, co ty właśnie powiedziałaś. Kacper to mój przyjaciel od dziecka i pozwól, że nie będę wybierać mu dziewczyn. Gdybyś nie była taka zawzięta i egoistyczna, może zwróciłby na ciebie większą uwagę. Jak mnie niby zniszczysz?! Siatkówka to moja największa pasja i trenowałam już wcześniej, więc wiedz, że zrobię wszystko, żeby dostać się do drużyny. A jeżeli chodzi o Facundo to jest to jedynie jakaś plota, którą wymyśliła sobie Amanda. Nikt w to nie uwierzy. 
   - Zdziwiłabyś się.
   - Elena, możesz dać mi spokój? Skoro podoba ci się Kacper, dlaczego sama do niego nie zagadasz, tylko mi... grozisz?
   - Nie grożę... - prychnęła. - Ale mogę zacząć. 
   - Daj spokój, dziewczyno. Polecam ci iść do jakiegoś dobrego psychiatry, bo twoje zachowanie jest totalnie nie na miejscu.
   - I tak cię zniszczę. 
   - Ale co ja ci, do cholery, zrobiłam?!
   I w tym samym momencie gwizdnął trener i krzyknął:
   - Elena, Wiktoria! Nie ociągać się, tylko grać! 
   Podeszłam do niego i bez zastanowienia powiedziałam:
   - Trenerze, czy mogłabym zamienić się z inną dziewczyną? 
   - A co, nie chcesz być w parze z Eleną? Jest jakiś problem?
   - Nie, nie ma żadnego problemu. - wtrąciła Elena. - Po prostu Wiktoria uważa, że jestem dla niej za słabym graczem.
   Spojrzałam na nią oszołomiona.
   - Przecież to są same bzdury!
   Pan Fabian spojrzał na nas. 
   - Pierwszy trening, a już masz problemy z jedną z dziewczyn? - zwrócił się do mnie. - Nie wiem, czy to dobrze wpłynie na drużynę.
   Kątem oka zauważyłam, że ta zołza uśmiecha się triumfalnie. 
   - Trenerze, ale to ona ma do mnie jakiś problem! Ja miałam nadzieję, że uda się nam dogadać, a ona grozi mi, że jak jej nie umówię z Kacprem, to mnie zniszczy! A teraz kłamie i udaje niewinną! Proszę mi uwierzyć. Naprawdę pan myśli, że poświęciłabym treningi, na których tak bardzo mi zależy, dla jakiejś kłótni z dziewczyną, którą znam kilkanaście minut? 
   - Winny się tłumaczy. - powiedziała Elena. 
   - Możemy się nie kłócić i nie robić sobie niepotrzebnych problemów? Umówmy się tak, że pomogę ci zagadać do Kacpra, a ty mi dasz spokój. A jeżeli nie będzie chciał się z tobą umówić, nie bierz mnie za winną. Weź pod uwagę to, że chcę ci pomóc. Ale mogłaś o to grzecznie poprosić, a nie mi grozić! - warknęłam. 
   - Nie chcę się przecież z nim umawiać. - wzruszyła ramionami, a przechodząc obok mnie, szepnęła mi do ucha: - To za mało. - po czym chwyciła piłkę i poszła na drugi koniec boiska, odbijając ją do mnie. 
   Gdy trener obserwował naszą grę, specjalnie odbijała do mnie za mocno, za wysoko, albo za daleko, abym tylko odbiła nieczysto. W końcu zdenerwowałam się nie na żarty i zwróciłam się do pana Martineza. 
   - Widzi trener?! Ona robi to specjalnie! Proszę, ja nie chcę mieć z nią żadnych problemów, bo zależy mi na tych treningach jak na niczym na świecie! - powiedziałam, a łzy piekły mnie pod powiekami. Nie chciałam stracić przez nią takiej szansy. Facundo byłby zawiedziony... ja... rodzice... Ale najbardziej bolałoby mnie to, że nie mogłabym robić tego co kocham. Przynajmniej nie tutaj, a już zaczynałam się przyzwyczajać. 
   Całe zajście zauważyły zarówno pozostałe dziewczyny, jak i Kacper. Chłopak podszedł do mnie.
   - Wiki, co się dzieje? - zapytał i położył mi rękę na ramieniu. Zepchnęłam ją i wybiegłam z sali. Skierowałam kroki do szatni, gdzie usiadłam na parapecie i zaczęłam płakać. To było dla mnie tak cholernie ważne... Dlaczego ona chciała mi to zepsuć? Jako trenująca osoba powinna mnie zrozumieć. A ja przecież chciałam jej pomóc, byleby tylko mieć święty spokój, bo najchętniej walnęłabym ją kilka razy w tą fałszywą buźkę. 
   - Wiki... - usłyszałam szept, a gdy podniosłam głowę, Kacper był już przy mnie. Wtuliłam się w niego i zaczęłam szlochać. 
   - Spokojnie. Trener się już tym zajął. Nie pozwolimy tej suce zniszczyć twoich marzeń. 
   - A co jeśli mnie nie przyjmie? - spytałam ochrypłym głosem, ocierając łzy. - Przecież to, że się na mnie uwzięła wpłynie na relacje w drużynie. Nie będzie już taka zgrana jak kiedyś.
   - Jak udowodnimy jej winę, może ją wywali.
   - Dlaczego miałby to robić? Przecież nawet nie wie, jak gram...
   - No właśnie! Więc idź tam i pokaż na co cię stać! - uśmiechnął się pokrzepiająco. 
   - Dzisiaj nie dam już rady... Wyczerpała ze mnie resztki sił. Wróćmy tu jutro. Mam nadzieję, że nie będzie za późno. 
   - Nie będzie. Załatwię to z trenerem. Włączę urok a la Kacper i się zgodzi. - zaśmiałam się na jego słowa. Poprawił mi nimi humor. 
   Przebrałam się i wyszłam z hali, przed którą czekałam na Piechockiego. Po kilku minutach chłopak do mnie dołączył. 
   - Wszystko załatwione. - uśmiechnął się.
   - Dziękuję, Kacper! Kochany jesteś. - pocałowałam go w policzek. 
   - Ja to wiem. - zaśmiał się, a ja razem z nim.
   - Czekaj... ale jak my przekonamy trenera, że to ona jest winna, a nie ja? 
   - Mam pomysł. - wyszczerzył się mój przyjaciel, a ja już wiedziałam, że będzie genialny. 


***
   Gdy wróciliśmy z treningu, naszych rodziców nie było w domu. Mama napisała mi sms-a, że wybrali się nad jezioro, więc na całe szczęście nie musieliśmy się tłumaczyć, dlaczego wróciliśmy wcześniej i mieliśmy cały dom dla siebie. Zamówiliśmy sobie pizzę i siedzieliśmy kilka godzin przed telewizorem, tak jak kiedyś to robiliśmy prawie codziennie. 
   Kacper namówił mnie, bym mimo wszystko poszła na ognisko do Facundo. Zgodziłam się z myślą, że przynajmniej się od wszystkiego oderwę. 
   Mieliśmy zjawić się u Conte o 19, więc przed 18 udałam się do swojego pokoju i otworzyłam szafę w poszukiwaniu jakiś odpowiednich ciuchów. 
   - Jak myślisz, co powinnam ubrać? - zapytałam Kacpra, który wszedł do pomieszczenia chwilę po mnie. 
   - A od kiedy to ja jestem twoją doradczynią modową? - zironizował, na co przewróciłam jedynie oczami. - Już rozumiem. - pokiwał głową. - Chcesz zrobić wrażenie na Facundo. 
   - NIE! - pisnęłam. - Zrozum, że ja nie chcę go poderwać. Ma dziewczynę. Ale może będą tam i n n i fajni chłopacy i chcę zrobić na nich wrażenie, choć kompletnie nie mam dziś ochoty na flirt, ale może mi to pomoże. 
   - Dziewczyna nie problem. Dziś masz jedną, jutro możesz mieć drugą. - zachichotał Piechocki, mrugając przy tym do mnie.
   - KACPER! - krzyknęłam, waląc go kilka razy pięściami w plecy, ale chłopak jedynie się śmiał. Popchnęłam go tak, że wyleciał z pokoju i zamknęłam mu drzwi przed nosem. Następnie siłowaliśmy się przez chwilę, ale ostatecznie wygrałam i zakluczyłam drzwi. 
   - Wiki? A mogę chociaż dostać ciuchy? - zapukał Kacper. W jego głosie słychać było rozbawienie.
   Chwyciłam jego torbę, odkluczyłam drzwi i rzuciłam w niego torbą, po czym ponownie je zamknęłam. 
   - Wara stąd, chcę się ubrać! - krzyknęłam wyjmując z szafy ciuchy. Przebrałam się i wyszłam z pokoju, gdzie czekał na mnie Kacper ubrany w bluzę i dżinsy. 
   - Nie będzie ci zimno? - spytał, patrząc na moje nogi.
   - Raczej nie. - wzruszyłam ramionami i poszłam do łazienki, gdzie zrobiłam delikatny makijaż i wyprostowałam włosy pozostawiając je wolne. 
   Wyszłam z łazienki, a Piechu zakładał właśnie buty. Poszłam jeszcze na chwilkę do pokoju, by się wyperfumować i wziąć torbę, po czym założyłam buty i razem z Kacprem wyszliśmy z mieszkania.

***
   Facundo miał naprawdę duży dom. Ściany na zewnątrz były biały, a dach kasztanowy. Ogród również był przeogromny: plac zabaw dla jego młodszego, 10-letniego brata, ogródek z przeróżnymi warzywami i owocami, miejsce na ognisko, jak również i wielki basen z jacuzzi. Wszystko było estetyczne i zadbane. 
   Na ognisku zjawiło się około 30 osób, Conte jak widać miał wielu znajomych. Nie zabrakło jego stałej ekipy, z którą wraz z Kacprem cały czas się trzymaliśmy. 
   Martwiła mnie tylko jedna sprawa. Musiałam porozmawiać z Amandą. Stwierdziłam, że zrobię to ze spokojem i nie będę się z nią kłócić, najwyżej trochę jej nakłamię. 
   - Amanda? Mogę cię prosić na chwilę? - zapytałam, po czym wzięłam dziewczynę pod ramię i poszłam z nią do altany, gdzie nikogo nie było. 
   - Musimy porozmawiać. Chyba nawet wiesz o czym. - rzuciłam jej przeszywające spojrzenie. 
   - Tak. - odparła szorstko. 
   - Posłuchaj, co ja wam takiego zrobiłam? Bo naprawdę tego nie rozumiem. Polubiłam was wszystkich, w tym ciebie, a ty i twoja przyjaciółka, z którą prawdopodobnie będę w drużynie, chociaż po dzisiejszym dniu straciłam na to nadzieję, wbijacie mi nóż w plecy. 
   - Ale to widać, że Facundo się tobie podoba. 
   - Słucham? To jest jakiś absurd! Podoba mi się inny chłopak. A wy dwie mi to teraz rujnujecie.
   - Kacper?! - spytała, na co parsknęłam śmiechem. 
   - Nie, nie Kacper. Ktoś inny. Ale na razie wolałabym o tym nie mówić. Zrozum, że to jest moje życie.
   - Naprawdę Facundo ci się nie podoba?
   - Nie. To tylko przyjaźń. Nic więcej. 
   Policzek Amandy oblał krwisty rumieniec. Dziewczyna spojrzała na mnie jak skarcony szczeniak.
   - Przepraszam cię... naprawdę... myślałam, że...
   - Następnym razem po prostu zapytaj. A poza tym zauroczenie to nie przestępstwo. Jeżeli następnym razem będziesz podejrzewała o to inną dziewczynę, to nie próbuj jej zniszczyć, bo za uczucia nic nie można. Bo to wygląda tak, jakbyś ty miała z tym problem. Czyli wychodzi na to, że to t o b i e podoba się Facu. - każde zdanie wypowiadałam najostrzejszym głosem, na jaki było mnie stać.
   - No nie wierzę! Ty wcale nie chciałaś się pogodzić, tylko teraz rzucasz we mnie oskarżeniami, żeby tylko zataić prawdę! Prawie ci się udało mnie okłamać, Wiktoria. Chylę czoło. Ale nie jestem taka głupia jak ci się wydaje. Więc to jeszcze nie koniec.
   - Chcesz zrujnować to co jest między mną a tamtym chłopakiem s w o i m i głupimi podejrzeniami? Przecież to ty je zaczęłaś! A ja próbuję się tylko bronić! 
   - Powodzenia jutro na treningu. - uśmiechnęła się sztucznie, po czym wyszła. 
   Nie miałam ochoty tam wracać. Usiadłam na wiklinowym fotelu w altance, i rozmyślałam. O tym, co mogę zrobić, by wreszcie one dały mi spokój. Przecież ja im NIC nie zrobiłam!
   Na myśl o tym, że nie udało mi się załatwić wszystkiego po dobroci z Amandą i że moje treningi nadal wiszą na włosku, ogarnął mnie ogromny smutek. Nie mogłam już hamować łez, za bardzo mi na tym zależało. One to wiedziały i niszczyły mnie od środka. 
   Chciałam wrócić do Polski. Tam byłam naprawdę szczęśliwa i nikt nie próbował mi nigdy niszczyć życia. Nie stwarzałam nigdy sobie sama problemów, i teraz też nie miałam takiego zamiaru. Spędzałam tam każdą wolną chwilę z Kacprem, było tak super... Nawet w Argentynie to już nie jest to samo co było wtedy, gdy tam mieszkałam. Zdawałam sobie doskonale sprawę z tego, że te czasy już nigdy nie powrócą niezależnie od tego, jak bardzo bym tego chciała i to też bardzo mnie przygnębiało. 
   Z drugiej strony, tutaj, w Argentynie, był Facu, na którym, mimo krótkiej znajomości, zaczęło mi bardzo zależeć. Chociaż i tak wiedziałam, że między nami nic nie będzie, a poza tym przeze mnie jego znajomość z Amandą może się zrujnować, przez co może również oddalić się z Iness, a to było nie w porządku mimo, że nienawidziłam zarówno jednej, jak i drugiej.
   Tak, chciałam wrócić. Pragnęłam tego najbardziej na świecie - wrócić do swojego dawnego, zwariowanego, najlepszego życia. 
   Dlaczego akurat mnie to spotkało? Ta cała przeprowadzka to kompletny niewypał. Przynajmniej moim zdaniem, bo moim rodzicom jak widać tutaj się bardzo spodobało. W ogóle nie miałam nic do gadania gdy dowiedziałam się, że się przeprowadzamy. Ale już się przyzwyczaiłam, że oni nigdy nie liczą się z moim zdaniem. 
   Łzy płynęły strumieniami z moich oczu. W jednym momencie wszystkie te negatywne emocje i przykrości, które mnie spotkały w ostatnich miesiącach zebrały się w jedną całość i musiałam dać im upust. Płakałam, jak gdyby nie wiadomo co się stało. 
   Nagle poczułam czyjąś rękę na swoim ramieniu. 
   Odwróciłam się i skierowałam swój wzrok w górę. 
   Chwilę potem tonęłam już w jego objęciach.
_____________________________________________________

Cześć kochani! 
Kolejny rozdział wędruje w Wasze łapki. 
Jak widać, Wiktoria nie cieszy się tak z przeprowadzki... i wcale nie jest tak fajnie jak się jej wydawało, że będzie. 
Jak myślicie, kto przyszedł do altany, w której siedziała Musierowicz? 
Do następnego! ♥




   

niedziela, 2 sierpnia 2015

5. I think I hit a storm of feelings.

kilka godzin później
 Po przyjeździe Kacper był bardzo zmęczony, więc pogaduchy zostawiliśmy sobie na później. Włączyłam Annabelle, ale po jakiś dwudziestu minutach filmu chłopak smacznie spał. Postanowiłam dać mu ten przywilej i nie zwaliłam go ze swojego łóżka, ale przysięgłam sobie, że to pierwszy i ostatni raz.
 Zdążyłam dokończyć horror, najeść się i przeczytać kilka rozdziałów książki, a Kacper nadal się nie budził. Zrobił to dopiero koło godziny 15.
- No witam śpiocha! - zaśmiałam się i poczochrałam mu włosy.
- Nie zwaliłaś mnie z łóżka? - zapytał ziewając.
- Chciałam, ale tak słodko spałeś, że nie miałam serca ci tego zrobić
     - Oh mój boże, jakaś ty hojna... - przetarł dłonią oczy. - To jaki harmonogram na dzisiaj zaplanowałaś?
     - Siedzimy w domu. - próbowałam zachować powagę.
 
 Kacper spojrzał na mnie ze zdziwieniem, na co wybuchnęłam śmiechem.
    - Zwiedzamy miasto, mój drogi! - oznajmiłam i wstałam z łóżka.  
    - No i to mi się podoba!
            Wzięłam z szafy krótkie spodenki z wysokim stanem oraz białą bokserkę i poszłam do łazienki. Zrobiłam tam delikatny makijaż i związałam włosy w wysokiego kucyka. Czekałam na Kacpra, który wyrobił się w niecałe pięć minut. Był ubrany w jeansowe rybaczki i białą koszulkę z nadrukiem. Założyliśmy buty i po oznajmieniu rodzicom, że wychodzimy, udaliśmy się kierunku miasta. 
    - No to teraz możesz opowiadać, co tam się u ciebie działo przez ten czas! - zawołał Piechocki.
  • W sumie to cały czas się nudziłam. - zaśmiałam się.
  • No ale coś wczoraj pisałaś, że z kimś wychodzisz.
  • A no tak, z Facundo. Poznałam go przypadkiem.
  • Jakiś romansik coś? - Kacper poruszył brwiami, a ja popchnęłam go lekko i pokręciłam głową.
  • Ma dziewczynę.
  • A podoba ci się?
  • N... nie wiem. Szczerze mówiąc, nawet się nad tym nie zastanawiałam.
  • Nie ma nad czym się zastanawiać. Albo chłopak ci się podoba, albo nie. Nie ma na to rady. - uśmiechnął się lekko.
Wzruszyłam jedynie ramionami. Nie miałam ochoty dalej drążyć tego tematu, więc szybko go zmieniłam.
Ale nie sądziłam, że spacerując sobie po parku spotkamy nikogo innego jak Conte. Szedł z jakąś dziewczyną, której nie znałam.
  • Czy to ten cały Facundo? - szepnął do mnie Kacper, a ja skinęłam głową nie obdarzając go nawet chwilowym spojrzeniem. - To przestań śledzić go wzrokiem! - niemalże pisnął mój przyjaciel, na co spojrzałam na niego marszcząc brwi.
  • Mutacja coś? - zapytałam z ironią.
  • Bardzo śmieszne!
  • A tak poza tym to nie pożeram go wzrokiem. Po prostu nie znam tej dziewczyny i się jej przyjrzałam. Jeszcze jakieś uwagi?
  • A od kiedy to Musierowicz stała się jakąś obczajaczką innych dziewczyn?! - zrobił na mnie duże oczy. Miał rację. Zawsze miałam gdzieś to, kto z kim gdzie jest i tak dalej. - Może po prostu się przyznasz, że jesteś zazdrosna o to, że ma też inne przyjaciółki?
  • Nie jestem. Możesz dać mi spokój, Kacper? O co ci właściwie chodzi? - wkurzał mnie. Cały czas mówił, że ja coś czuję do Facundo. Ale chyba ja wiedziałam lepiej, prawda? Jak można czuć coś do kogoś, kogo zna się zaledwie dwa dni?
  • O nic. - uniósł w geście obronnym ręce. - Po prostu przykro mi, że nie chcesz przyznać, że on ci się podoba przed najlepszym przyjacielem. To przecież normalna sprawa.
  • Ale Kacper, ja go znam dwa dni! - uniosłam ton wypowiadając ostatnie słowa.
  • Chyba nie odróżniasz podobania się od zakochania. - westchnęłam ciężko na jego słowa. Miałam tego dość. Chciałam już mu powiedzieć, żebyśmy skończyli ten temat i poszli gdzieś indziej, a tutaj ni stąd ni zowąd wyrósł obok nas Facundo ze swoją koleżaneczką.
  • Hej, mała! - zaśmiał się i przytulił mnie. Spojrzał na Kacpra. - A ty jesteś Kacper? Facundo, miło mi. - wyciągnął do niego rękę.
  • Tak, mi też miło. - wyszczerzył się Piechocki i uścisnął dłoń chłopaka, a następnie jego przyjaciółkeczki, która i mnie się przedstawiła jako Iness.
 Przypomniało mi się, że Conte i Olivia coś mi o niej
wspominali. Miała, tak jak ja, ciemne włosy i brązowe oczy, i była przeciwieństwem Olivki, która była blondynką o niebieskich oczach. Sama nie wiem dlaczego, ale wydawała mi się trochę dziwna. I zakochana w Facundo. Zachowywała się tak, jak gdyby miała być miła tylko i wyłącznie dla niego, dla innych chłopaków obojętna, a dla dziewczyn niezbyt miła. Wywnioskowałam to po rozmowie.
Kiedy już mieliśmy się żegnać, Facu zwrócił się do mnie i Kacpra:
  • Omal nie zapomniałem! Robię za tydzień ognisko, może chcecie wpaść?
 Już chciałam powiedzieć, że mamy inne plany na ten dzień, ale z wypowiedzią uprzedził mnie Kacper.
  • No pewnie, że tak!
 Zgromiłam Piechockiego wzrokiem, ale jemu uśmiech i tak nie schodził z twarzy. Coś mi mówiło, że miał jakiś plan. Mimo wszystko nie chciałam wiedzieć jaki.
- To super. Wiki, napiszę ci jeszcze za kilka dni o której godzinie i tak dalej. - powiedział Conte, a my pożegnaliśmy się z nim oraz z Iness, a gdy odeszli na taką odległość, że nie byli w stanie nas usłyszeć, odezwałam się:
  • Dlaczego się zgodziłeś tak od razu? Może pomyślałeś, że ja nie mam ochoty tam iść?
  • Niby dlaczego? Robisz z tego wielki problem, jakbym popełnił przestępstwo. Znalazłaś sobie kolegę czy tam przyjaciela, to się ciesz, a nie marudzisz. Teraz masz okazję poznać więcej ludzi, zrobiłem to, bo może też chciałbym tutaj kogoś poznać. Może być fajnie. I wydaje mi się, że ty wcale nie masz problemu z tym, że idziemy na to ognisko. Masz problem sama ze sobą. Bo to widać, że ten chłopak ci się podoba, i jesteś po prostu zazdrosna o jego dziewczynę.
    Zabrało mi mowę. Ten chłopak znał mnie na wylot. W niektórych momentach, takich jak ten, wolałabym, żeby tak nie było...
  • Olivki nie będzie, bo wyjechała z rodzicami.
  • Czyli nie możesz pogodzić się z tym, że oprócz ciebie komuś jeszcze się podoba...
  • Kogo masz na myśli? Iness?
  • Tak. Proszę cię, Wiki, jak ona się zachowywała? Gdy rozmawiałaś z Facundo patrzyła na ciebie, jakby chciała cię pożreć.
    Rozłożyłam ręce w obronnym geście.
  • Okej, dobra, przyznaję się, on mi się podoba, ale t y l k o podoba. Nie mam zamiaru psuć mu związku, tym bardziej, że skoro w nim jest, to raczej nie jest zainteresowany innymi dziewczynami. Nie cierpię z tego powodu. W końcu dużo chłopaków może mi się podobać... - spojrzałam na niego znacząco.
  • No, masz rację... Przynajmniej nie zachowujesz się jak ta Iness.
    Ten chłopak jest taki głupi czy tylko udaje?! Mógłby czasami się zastanowić, co ktoś próbuje mu przekazać. Mimo to postanowiłam mu o tym nie mówić. Przyjaźnimy się i tyle. A poza tym, nie kochałam go. Nie wiem czemu, ale świadomość, że tyle go znam i wiem o nim więcej niż on sam o sobie wie, jakoś mi przeszkadza. Wolałabym przeżyć coś nowego... A poza tym, nie wyobrażam sobie siebie i Kacpra całujących się czy chodzących za rękę. W końcu traktowałam go bardziej jak brata niż jak chłopaka.
  • Bez przesady – kontynuowałam rozmowę. - Chodźmy może gdzieś, co będziemy tutaj tak stać i się jakimś chłopakiem przejmować. Zapraszam cię na lody. - uśmiechnęłam się.
  • Oh, Musierowicz, to zabrzmiało jak propozycja randki. - Kacper zmienił głos na bardziej damski robiąc teatralne gesty rękami, na co tylko wybuchnęłam śmiechem.
  • Aż tak to ja jeszcze nie oszalałam.
  • Czyli nic z tego? - wywinął dolną wargę. - Dobra, jak mnie znajdziesz powieszonego w piwnicy to będzie twoja wina! - pogroził mi palcem.
  • Ten palec to sobie w dupę wsadź, Piechocki. - powiedziałam grobowym tonem, ale on i tak się śmiał.
  • Dobra, dobra. Koniec tych żartów.
  • Całe twoje życie to żart.
  • O nie! Przegięłaś! - podniósł mnie i przerzucił mnie sobie przez ramię, zaczął iść w dość szybkim tempie.
  • To jest porwanie! Nie wiem czy wiesz, ale to karalne!
  • Mam taryfę ulgową!
  • Taa, jasne. Jak policja cię złapie to się skończy.
  • Zaryzykuję.
  • Nie masz żadnego powodu, by ryzykować. A teraz opuść mnie na ziemię żebym mogła ci spuścić łomot.
  • Myślisz, że się ciebie boję, dziewczynko? - prychnął mój przyjaciel.
  • Skoro nie, to puść mnie na ziemię.
  • No dobra. - postawił mnie, ale zaraz po tym cofnął się o kilka kroków. Stałam przez chwilę naprzeciwko niego, po czym ruszyłam pędem za Kacprem, który zdążył się w porę zorientować, że ma uciekać? I on się mnie niby nie boi...
    Cały mój pościg skończył się kiedy dotarliśmy do budki z lodami.
  • Okej, w ramach rozejmu, każdy kupuje sobie loda i zawieszamy broń.
  • Moje zawieszenie broni, panie Piechocki, długo nie potrwa. Miej się na baczności, bo to jeszcze nie koniec. Policzymy się innym razem. - powiedziałam starając się zachować powagę, ale mina Kacpra mi to utrudniała.
  • Dobra, teraz serio zaczynam się ciebie bać. - zaśmiał się.
    Gdy zjedliśmy lody i zastanawialiśmy się co teraz robić i gdzie iść, zadzwoniła do mnie mama z wieścią, że mamy przyjść na grilla. Wspólnie stwierdziliśmy, że gdy się najemy, pójdziemy na basen.
     Droga powrotna minęła nam jak zawsze – wygłupialiśmy się. Biegaliśmy, darliśmy się na całe Buenos Aires, biliśmy się, nawet odgrywaliśmy scenę balkonową z „Romea i Julii”. I właśnie za to uwielbiam Kacpra. Za to, że przy nim nie potrafię być poważna, że nie umiem nic przed nim ukryć i że gdy spędzam z nim czas uśmiech nie schodzi mi z twarzy. Dlatego właśnie nie chciałabym z nim być – bo widziałam jak zachowywał się wobec dziewczyny, z którą był w związku. Był kochany, słodki i przemiły. Czyli straciłabym to, co najbardziej w nim lubię – to, że robi sobie wiochę mimo że ludzie patrzą i wcale mu to nie przeszkadza, że ma dystans do siebie i ogromne poczucie humoru. Nie wiem czy byłabym w stanie go pokochać w innej postaci. Może to brzmieć głupio, ale widziałam jego zmianę w przyjaciela na chłopaka wiele razy, i jego związki nigdy nie trwały długo.
     Dotarliśmy do domu, po czym umyliśmy ręce i zasiedliśmy z naszymi rodzicami do stołu. Skonsumowaliśmy posiłek, po czym podziękowaliśmy i wstaliśmy z miejsc oznajmiając, że wybieramy się na basen. Może i było już po 17, ale nadal było ponad 30 stopni. Kacper wziął swoje kąpielówki z torby, a ja swój strój z szafy i powędrowałam do łazienki, gdzie się przebrałam, zmyłam makijaż i spięłam włosy. Zgarnęłam z półki krem do opalania, choć wiedziałam, że w towarzystwie Kacpra raczej na słońcu długo sobie nie poleżę. Wzięłam jeszcze dwa ręczniki, dla mnie i dla Piechockiego, po czym wróciłam do pokoju, gdzie czekał już na mnie przebrany Kacper.
  • Ah te kobiety... nawet jak na basen idą to się pindraczą trzy godziny.
  • Ty sobie mój drogi uważaj, bo gdybym miała zacząć się „pindraczyć” to byś stąd do jutra nie wyszedł.
  • Przynajmniej się przyznałaś, że gdy się szykujesz to zajmuje ci to tak wiele czasu. - zaczął chichotać, na co walnęłam go w plecy. Okej, teraz to on wygrał.
    Założyliśmy buty i wyszliśmy z domu kierując się na basen.
  • Wiesz co? Fajnie tutaj. - stwierdził Kacper, gdy byliśmy jakoś w połowie drogi.
  • Podoba ci się? - spytałam.
  • Tak i to bardzo.
  • To zostań! - krzyknęłam, chyba zbyt entuzjastycznie. Wiedziałam, że nic z tego.
  • W sumie chciałbym. Wiesz jak mi się teraz cholernie nudzi? Zresztą, nie tylko mi, moim rodzicom też. Zawsze przychodziliśmy do was albo wy do nas, była jakaś impreza czy coś, nawet jeżeli nie, to spędzaliśmy razem czas, a teraz tak jakoś pusto codziennie.
  • To pogadaj z nimi, może się przeprowadzicie.
  • Nie ma opcji. Już próbowałem im coś tam powiedzieć, ale oni mnie zbywali tekstami, że w Polsce im dobrze i nie mają najmniejszego zamiaru jej opuszczać.
  • Szczerze? Też wolałabym mieszkać w Polsce. I wszystko byłoby jak dawniej.
  • Tak się stało, nie zmienimy tego. Będziemy do siebie jeździć.
  • Tak, Kacper, ale wątpię, żeby udało nam się cały czas takie same relacje utrzymać. - powiedziałam szczerze.
  • Dlaczego tak uważasz? - był nieco zdziwiony moimi słowami.
  • Po prostu uważam, że takie przyjaźnie zawsze się kończą.
  • Jakie?
  • No na odległość.
  • Ale Wiktoria, my znamy się od dziecka, błagam cię, jesteśmy jak rodzeństwo, a ty mi mówisz, że nie uda nam się utrzymać kontaktu? No nawet mnie nie denerwuj. - spojrzał na mnie unosząc brwi.
  • No racja. - wyszczerzyłam się, a on lekko mnie do siebie przytulił.
    Nawet się nie obejrzałam, a byliśmy już przy basenie. Kacper założył okulary przeciwsłoneczne i uśmiechnął się szeroko.
  • No to idziemy podbijać Buenos Aires moja droga! - krzyknął, a ja zaczęłam się śmiać, ale również założyłam okulary i dołączyłam do przyjaciela.
    Zapłaciliśmy za wstęp i rozejrzeliśmy się dookoła w poszukiwaniu jakiejś wolnej ławki i leżaków.
  • Oo, patrz kto tam jest! - pokazał mi palcem Kacper, a ja spojrzałam w tamtym kierunku.
     Oczywiście, nieopodal nas, ze swoją paczką stał nie kto inny jak sam Facundo Conte.
     Piechocki bez wahania ruszył w ich stronę, a ja musiałam go rzecz jasna doganiać. Miałam nadzieję, że może jeszcze go zatrzymam i nas nie zauważą, lecz gdy pociągnęłam Kacpra lekko w odwrotną stronę, oni już zdążyli zwrócić na nas swój wzrok. Facu uśmiechnął się na nasz widok i od razu podszedł, co uczynili również jego towarzysze, w których gronie znajdowała się rzecz jasna Iness.
     Wszyscy przywitali się z nami oraz się przedstawili. Poznałam trzech chłopaków: Diego, Sebastiana i Nicolasa, i dwie dziewczyny: Nathalie, o której wcześniej wspominała Olivia, i Amandę.
  • Może przyłączycie się do nas? - zaproponował Facu.
  • Pewnie! - Kacper jak zwykle musiał mnie wyprzedzić.
     Spokojnie Musierowicz, to tylko głupi basen. Spędzisz miło czas i tyle, pomyślałam. Miałam nadzieję, że jak Kacper nie potrafi do mnie przemówić, to może sama to zrobię.
     I chyba się opłaciło, bo spędziliśmy naprawdę świetnych kilka godzin. Nathalie okazała się naprawdę bardzo miła i sympatyczna, a Diego był jej chłopakiem. Żartowała z Facundo, że on jest jej żoną, a ona jego mężem. Widać było, że naprawdę długo się już ze sobą przyjaźnią. Amanda była dość spoko, ale chyba za bardzo przejmowała się swoim wyglądem i była straszną flirciarą. Ale była już lepsza niż Iness. Wszyscy lepsi byli tam od niej! Już nie chodzi o sam fakt, że Conte się jej podobał, bo Kacper miał rację, to naprawdę było widać, ale kurczę, jak ona patrzyła na dziewczyny, które rozmawiały z tym chłopakiem?! Zachowywała się jak jakaś chora psychicznie, a przecież nawet nie są razem! No ale stwierdziłam, że nie będę zaprzątywać sobie tym głowy. Jak lasia jest to niech sobie żyje, a ja jej nie mam zamiaru wchodzić w paradę, tylko niech ona mi lepiej też nie wchodzi.
     Pływaliśmy, zjeżdżaliśmy na zjeżdżalni, pozwoliliśmy sobie nawet na kilka drinków – jako że Facundo, Nathalie, Diego i Nicolas byli już pełnoletni, kupili nam, a nikt specjalnie nie sprawdzał nam dowodów. Około 19:30 zrobiło się już chłodniej, więc przebraliśmy się i opuściliśmy basen.
  • Może przejdziemy się coś zjeść? - zaproponował Sebastian, na co wszyscy przystali.
     Ruszyliśmy w kierunku pobliskiej pizzerii, tak jak zadecydowaliśmy. Facu szedł obok mnie i opowiadał mi jakiego to on ostatnio kawału Nicolasowi nie wykręcił, jak mu poluzował kółka w deskorolce i jakiej to Argentyńczyk gleby nie zaliczył, kiedy dostałam sms-a. Wyciągnęłam telefon z kieszeni spodenek i ku mojemu zdziwieniu, wiadomość była od Kacpra.
    Ogarnij się dziewczyno, bo rumienisz się przy nim jak burak... XD
     Spojrzałam na niego jak na debila. Zapewne wcześniej to zauważył, dlaczego więc mi o tym nie powiedział?! Miałam ochotę podejść do niego i go udusić.
     I przy okazji siebie za to, że mam w zwyczaju czerwienić się przy chłopakach.
     Dotarliśmy do pizzerii, zajęliśmy miejsca, po czym każdy z nas wziął do ręki menu i pouzgadniał kto z kim jaką zamawia, a gdy doszliśmy do porozumienia zawołaliśmy kelnera i złożyliśmy zamówienie. Oczekiwanie na pizze mijało nam w bardzo przyjemnej atmosferze. Amanda, Iness i Nathalie plotkowały o jakimś chłopaku, Kacper gadał z Diego o piłce nożnej, a mi Facundo, Sebastian i Nicolas opowiadali swoje historie z życia wzięte – przyznam szczerze, że jeszcze nigdy brzuch nie bolał mnie tak bardzo od śmiechu jak wtedy.
     Po kilkunastu minutach kelner przyniósł zamówienie, a my zabraliśmy się za jedzenie. Nawet przy tej czynności nie zamykały nam się buzie.
     Kiedy opuściliśmy knajpkę, Nathalie i Diego zbierali się już do domu, więc pożegnaliśmy się z nimi. Amanda nocowała u Iness i dziewczyny też się zwinęły, a pozostała trójka Argentyńczyków postanowiła nas odprowadzić.
     Początkowo rozmawialiśmy wszyscy razem na jeden temat, ale po piętnastu minutach tylko chłopacy brali udział w konwersacji o samochodach, a ja się całkowicie wyłączyłam, ponieważ ani trochę mnie to nie interesowało. Po chwili jednak Facundo spojrzał na mnie i spytał:
  • I jak? Polubiłaś moich znajomych?
  • A ujdą w tłoku... - powiedziałam sarkastycznie.
    Conte spojrzał na mnie, unosząc brwi.
  • Nie no, są super. - uśmiechnęłam się, chociaż i tak nie powiedziałam mu całej prawdy. No ale nie mogłam mu wyznać, jak bardzo wkurza mnie Iness. Nie chciałam się mieszać w jakieś konflikty z tą dziewczyną.
  • Cieszę się. Oni też cię bardzo polubili i chcą cię bliżej poznać.
  • Nie mam nic przeciwko. - uśmiechnęłam się.
 W tej samej chwili obok nas przechodził bardzo przystojny chłopak. Miał długie, blond włosy i ciemne oczy, był wysoki i dobrze zbudowany... i choć preferuję ciemnowłosych, to i tak zwróciłam na niego większą uwagę niż powinnam.
 Kiwnął do Argentyńczyków i rzucił „Siema”, zatrzymując na mnie wzrok i uśmiechając się do mnie, co odwzajemniłam.
    - Znasz go? - spytałam Conte.
  • Tak, ma na imię Leon. Chodzę z nim do jednej klasy.
  • Przyjaźnicie się?
  • Nie, jedynie czasami gadamy. - odpowiedział, na co kiwnęłam głową na znak zrozumienia.
     Kiedy dotarliśmy na moje osiedle, pożegnaliśmy się z chłopakami i ruszyliśmy do mieszkania.
  • Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej, że się rumienię przy nim?!
  • Nie miałem okazji...
  • No ale i tak wysłałeś sms-a, więc mogłeś to zrobić kilka godzin wcześniej!
  • Dobra, spokojnie. Nic się nie stało. Może nie zauważył.
  • Jaaasne.
  • Przeżywasz. - stwierdził, na co tylko wzruszyłam ramionami.
  • Nie chcę, by zaczął coś podejrzewać.
  • No rozumiem, ale zaufaj mi, nie zacznie... po tym, jak spojrzałaś na tamtego chłopaka co się z nimi witał, to na pewno nie nabierze podejrzeń.
  • A jak się niby na niego patrzyłam?!
  • Z dzikim pragnieniem. - prychnął Kacper, co przerodziło się w głośny śmiech.
  • Ty to jednak jesteś głupi. Sam byś sobie znalazł obiekt dzikiego pragnienia, a nie tylko mnie byś wiecznie obserwował.
  • Ciesz się, że cię obserwowałem, przynajmniej wiesz, że się przy Conte czerwienisz. A jeżeli chodzi o dziewczyny to do kogo ja tam miałem podbijać? Nathalie zajęta, więc nie gadałem z nią nawet tak dużo, Iness ma obsesję na punkcie Facundo, a Amanda to nie mój typ.
  • Ale podbijała do ciebie. Zagadywała wiele razy.
  • Jak do każdego chłopaka.
  • No masz rację. Spokojnie. Znajdę ci jakąś dziewczynę.
  • Tutaj, w Argentynie? Nie, dzięki. Nie chcę widywać się z nią raz na pół roku.
  • To jak przylecę do Polski ci znajdę!
  • Idę na to. - wyszczerzył się Kacper, po czym weszliśmy do mieszkania. Wzięliśmy po kolei prysznic, po czym obejrzeliśmy kilka filmów na laptopie i nad ranem poszliśmy spać.

    ___________________________________________________________________________________

    No witam Was, moi kochani! 
    Długo mnie tutaj nie było, ale chyba nie będę się z tego tłumaczyć.
    Mam nadzieję, że jeszcze pamiętacie moje opowiadanie XD
    Teraz wracam z nową siłą i weną!
    Mam nadzieję, że od września też uda mi się dodawać, ale nie obiecuję, że będzie zdarzać się to często.
    No i przepraszam za te kropki przy dialogach, ale tak mi się zrobiło gdy skopiowałam tekst z programu, a gdy zaczęłam poprawiać, to było jakoś nierówno wszystko, więc postanowiłam, że zostawię to jak jest, a od następnego coś ogarnę :D 
    A teraz muszę ponadrabiać zaległości na Waszych blogach, bo nawet na nich mnie nie było :(
    Buziaki! :*