- Spokojnie, wszystko będzie dobrze. - powiedział, łapiąc mnie za podbródek. - Kocham cię, Wiktoria. - wyszeptał wprost w moje usta, po czym musnął je delikatnie. Objęłam go za szyję i odwzajemniłam gest, a on zrobił to śmielej.
Gdy się od siebie oderwaliśmy, powiedziałam:
- A ja kocham ciebie.
W tym samym momencie do altany weszła Amanda i spojrzała na nas z uśmiechem.
- Szczęścia, moje gołąbeczki!
I wtedy się obudziłam.
Zerwałam się z łóżka na równe nogi. Pospiesznie chwyciłam telefon i spojrzałam na ekran.
15 sierpnia
9:43
- Czyli to był tylko sen... - powiedziałam sama do siebie, po czym pokręciłam głową z niedowierzaniem.
- Jaki sen? - usłyszałam za sobą zaspany głos Kacpra.
Odwróciłam się gwałtownie.
- Przepraszam bardzo, panie Piechocki, co pan robi w moim łóżku?! - krzyknęłam, udając złość. - Umowa była jasna, śpisz na podłodze.
- Ale twoje łóżeczko jest taaaakie wygodne. - powiedział z bananem na twarzy i przymykając oczy wtulił się poduszkę. Chwyciłam za swoją i go walnęłam, na co tylko się zaśmiał.
- A co do snu... - ciągnęłam - To był nieźle pokręcony.
- Opowiadaj.
Więc powiedziałam mu wszystko. Od, najdziwniejszego chyba w tym śnie, treningu, drużynie, która była jakaś pokręcona, i nawet o dziewczynach, które na widok Kacpra po prostu oszalały, do ogniska, mojej histerii i pocałunku z nikim innym jak z Conte.
Kacper jednocześnie kpił z mojego wytworu wyobraźni i uważnie słuchał, ale gdy doszłam do ostatniej jego części, gwizdnął w uznaniem.
- No, no, no! Proszę, proszę! Może dzisiaj się coś wydarzy? - poruszył brwiami śmiejąc się, za co zarobił jedynie lewego sierpa. - I jeszcze ta Amanda na końcu... - oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
- Gdyby to okazało się rzeczywistością, wpadłabym do domu i rozkazałabym rodzicom, żebyśmy wrócili do Polski. - zaśmiałam się.
- A mi się wydaje, że ten sen miał jakieś ukryte znaczenie.
- Jakie? - podniosłam się do pozycji siedzącej i spojrzałam na Kacpra marszcząc brwi.
- No... to tak jakby pokazuje, że zawsze mogłoby być gorzej, że... ludzie mogliby być tak pokręceni, a w rzeczywistości są bardzo mili i koleżeńscy... rozumiesz, może ten nienormalny koszmar pokazał ci, że ta przeprowadzka wcale nie była takim złym wyborem...
Nic nie odpowiedziałam, ale słowa chłopaka dały mi do myślenia.
***
Kacper nie miał tabunu adoratorek, a "Sara", która naprawdę nazywała się Melissa i rzekomo do niego podbijała, miała chłopaka, z którym była ponad dwa lata.
Skoro atmosfera, że tak powiem, znormalniała, mogłam w spokoju dać z siebie wszystko i skupić się na swojej grze. Miałam ogromną motywację i nie poddawałam się tak jak to mi się przyśniło, bo osobą z tego koszmaru na pewno nie byłam ja, ale jakaś obca mi dziewczyna w moim własnym ciele. Tak bym to nazwała.
Trening zaczęliśmy od standardowej rozgrzewki, w skład której wchodziły biegi, rozciąganie, brzuszki i ćwiczenia siłowe, następnie odbijaliśmy piłki a parach.
Jako, że każda dziewczyna oprócz mnie miała już przydzielone swoje pozycje, miałam dwa razy więcej roboty. Trener, mimo, że wiedział, iż moimi wcześniejszymi pozycjami były libero oraz przyjęcie, powiedział, że codziennie przez siedem dni będę ćwiczyła inną pozycję tak, by mógł stwierdzić, na którą się najbardziej nadaję i czy w ogóle się nadaję, a potem oznajmi, czy będę w drużynie, czy nie.
Dzisiaj przystało mi grać na przyjęciu, co mi jak najbardziej odpowiadało. Mimo, że chciałam pozostać na tej pozycji, byłam ciekawa jak sprawdzę się w innych. Moją mocną stroną na pewno nie było rozegranie, bo zawsze szło mi najgorzej ze wszystkich.
Podzieliliśmy się na dwie grupki, do każdej należała któraś z dwóch rozgrywających: Evelina i Neva. Każda z grup ustawiła się po przeciwnych stronach siatki i ćwiczyłyśmy ataki. Mi przystało ćwiczyć razem z Eveliną, która rozgrywała naprawdę dobrze. Byłam leworęczna, ale nie sprawiało jej to większego kłopotu. Musiała grać na tej pozycji już naprawdę długo.
Po około dwudziestu minutach zakończyliśmy ćwiczenie ataków i przyjmujące oraz libero, w tym ja i Kacper, doskonaliliśmy swoje przyjęcie. Następnie był czas na blok, ataki przez środek i z drugiej linii, obrona, zagrywka. Dopiero po półtorej godzinie podzieliliśmy się na drużyny i zagrałyśmy mecz, który zakończył się zwycięstwem mojej drużyny, w której był również Piechu.
Po skończonym treningu wszyscy, wyczerpani, opadliśmy na ziemię i leżeliśmy tak chwilę, po czym wykonaliśmy krótkie rozciąganie, po którym dziewczyny i Kacper pożegnali się z trenerem i poszli do szatni, a ja musiałam na chwilę zostać.
- Powiem ci, że całkiem nieźle idzie ci na tym przyjęciu.
- Dziękuję. - uśmiechnęłam się lekko.
- Jednak, wydaje mi się, że w ataku też czujesz się bardzo dobrze.
- Tak, to w końcu także rola przyjmujących.
- Dlatego też jutro zagrasz na ataku. Kto wie, może w jeszcze jakiejś innej pozycji sprawdzisz się dobrze.
- Wątpię. Rozegranie i środek to raczej nie moja bajka. - zaśmiałam się.
- Nie we wszystkim można być doskonałym. - puścił mi oczko.
- Dokładnie. Do widzenia, trenerze! - powiedziałam i skierowałam swoje kroki do szatni.
- Do jutra! A, i przy okazji powiedz Kacprowi, że jest naprawdę dobrym libero!
- Dobrze, przekażę mu! - odkrzyknęłam i wyszłam z hali.
Weszłam do szatni, gdzie niektóre dziewczyny były już przebrane i piły wodę, a niektóre dopiero co wzięły prysznic.
- Wiki, muszę przyznać, że naprawdę świetnie grasz. - stwierdziła Camila szeroko się do mnie uśmiechając.
- Dziękuję, ty również. - odwzajemniłam gest. Dziewczyna grała na środku i widać, że była do tego stworzona.
Przebrałam się dość szybko, po czym wraz z Paulą i Alisą wyszłam do holu, gdzie czekał już na mnie Kacper. Dziewczyny szły w przeciwną stronę, więc pożegnaliśmy się z nimi, ruszając w stronę mojego osiedla.
- Bardzo dobrze ci szło, muszę przyznać. Pasujesz tam. No i ta drużyna nie jest taka jak z twojego opowiadania. - zaśmiał się, a ja mu przytaknęłam, również się przy tym śmiejąc.
- Dzięki, tobie też. Nawet trener kazał ci to powiedzieć.
- Och, czuję się zaszczycony!
- Ale jak widać, nie zdobyłeś dzisiaj ani jednej psychofanki. - kpiłam z niego i jednocześnie ze swojego snu.
- Jasne, ale wiedz, że ta cała Lena się do mnie cały czas uśmiechała. - poruszył zabawnie brwiami.
- I co, będzie romansik? - uniosłam pytająco brwi i wyszczerzyłam się.
- Gdybyśmy byli w Polsce... - podsumował i po chwili zmienił temat.
***
- A wy nie nad jeziorem? - zironizował Piechocki, na co oboje wybuchnęliśmy śmiechem, a dorośli patrzyli na nas jak na idiotów.
- Miałam dziwny sen. - wyjaśniłam, na co oni tylko pokręcili głowami mrucząc pod nosem "oj dzieci, dzieci".
- I jak było? - zapytała moja mama.
- W porządku. Każdego dnia muszę grać na innej pozycji, by trener mógł określić gdzie najlepiej się nadaję i czy w ogóle tak jest. Dziś grałam na przyjęciu i powiedział, że nieźle mi na nim idzie, jak również i na ataku. Kacper też dostał pochwałę. - uśmiechnęłam się do przyjaciela opierając rękę o podbródek.
- No to super, jesteśmy dumni. - odezwał się wujek Konrad.
- Może faktycznie przejechalibyśmy się nad to jezioro? - zaproponował mój tata, na co reszta, oprócz mnie i Kacpra, przystała.
- Jedziecie z nami? - spytała mama Piecha.
- Nieeee. - powiedzieliśmy równo.
- Jesteśmy zmęczeni. - dodałam.
- Nie to nie. - moja mama wytknęła na nas język, na co się zaśmialiśmy.
Po około pół godzinie byliśmy już sami w domu. Rozwaliliśmy się przed telewizorem opychając się zamówioną pizzą, chipsami i lodami.
- Przynajmniej jedna rzecz z mojego chorego snu się zgadza. - mruknęłam, a Kacper, ze śmiechu opluł się colą.
***
Dom Facundo był zupełnie inny niż ten, który widziałam we śnie. Wcale nie był taki ogromny, raczej średni. Ściany były jasnozielone, gdzieniegdzie opadały na nie gałązki świerków, które rosły dookoła posiadłości. Wąska ścieżka prowadziła na kilka schodków, po których wchodziło się do środka, a obok były skalniaki i pełno kwiatów. Widać było, że mama Argentyńczyka kocha naturę.
Już z jakiejś odległości słyszeliśmy wraz z Kacprem głośną muzykę dobiegającą z podwórka, więc stwierdziliśmy, że nie ma sensu pukać czy dzwonić, bo i tak były marne szanse, że ktoś by nas usłyszał, dlatego też obeszliśmy dom dookoła i znaleźliśmy na jego tyłach jeszcze jedną, maleńką furteczkę, przez którą weszliśmy. Facu niemalże od razu nas zauważył i podszedł się przywitać.
- No cześć! - wyszczerzył się. - Już myślałem, że nie przyjdziecie.
- Przysnęliśmy trochę. - oznajmił Kacper i wszyscy się zaśmialiśmy.
- Mieliśmy nawet plan przyjść trochę wcześniej i ci pomóc, no ale cóż, nasza dwójka jest idealnym przykładem na to, że łatwo jest coś planować, a trudniej to zrealizować.
- Chwiiila, chwiiila, chwiiiila! - przerwał mi Piechocki. - M Y mieliśmy plan? - prychnął. - Kochana, ty mi nawet o niczym nie wspomniałaś. - udawał oburzenie.
- No ale i tak byś się zgodził, prawda? - zatrzepotałam teatralnie rzęsami. Conte miał z nas niezłą polewkę.
- Wy to jesteście udani. - stwierdził, kręcąc głową.
Rozejrzałam się dookoła. Nie było tutaj żadnego wypasionego basenu z jacuzzi, ani placu zabaw dla młodszego brata Facundo, który zapewne nawet nie istniał. Jedno się jednak zgadzało - rozmaite warzywa i owoce były tu zasiane. Pełno drzew, ławeczek. No i oczywiście rozłożona siatka do gry. Szczerze mówiąc, ta wersja domu chłopaka spodobała mi się bardziej niż ta z wytworu mojej wyobraźni.
- Ładnie tutaj masz. - uśmiechnęłam się i z uznaniem spojrzałam na Conte.
- A dziękuję. - odwzajemnił uśmiech. - To wszystko zasługa mojej mamy. - zaśmiał się pod nosem.
- Tak, ładnie tutaj, to fakt. Inaczej niż z opowiadań Wiki... szkoda, że nie ma basenu, bo zabrałem kąpielówy, no ale co zrobisz. A nie masz przypadkiem 10-letniego brata? - spytał wiadomo kto, a ja tylko stłumiłam śmiech, chociaż bezskutecznie, bo chwilę później i tak nim wybuchnęłam, a Piechu do mnie dołączył.
Facu spojrzał na nas marszcząc brwi, ale na twarzy miał banana.
- Co?! - wydusił z siebie.
- Wiki miała... fajny sen. - prychnął Kacper.
- D z i w n y sen. - poprawiłam go.
- Jaki? - zapytał Argentyńczyk.
- Nie chcesz wiedzieć... - zaśmiałam się.
- A właśnie, że chcę! - krzyknął Facu, choć i tak cały czas musieliśmy podnosić głos przez muzykę, i wywinął dolną wargę.
- Mooooże potem...
- Ale Wiki! Prooooooooszę! Ja jestem ciekawy!!! - Conte przybrał głos małego dziecka.
- Oj, Facu, z tobą to jak z dzieckiem. - poczochrałam mu włosy.
- Nic na to nie poradzę. Dalej, mów!
- Trochę tutaj za głośno na opowieści. - próbowałam zwalić całą winę na muzykę mając nadzieję, że odpuści. Nie chciałam wprowadzać go w detale tego snu, bo pragnęłam uniknąć niekomfortowej rozmowy. Co, jeśli zadałby pytanie, czy faktycznie mi się podoba? Mogłabym go okłamać, ale ze mnie dobrego kłamcy niestety nie było, szczególnie przy takim chłopaku jak Facundo Conte.
- Za głośno powiadasz... Okej. - wzruszył ramionami i wziął mnie na ręce, przerzucając sobie mnie przez ramię, ruszył w stronę wejścia tarasowego od domu.
- Facundo, głupcze! Opuść mnie na ziemię!!!! - krzyczałam, waląc go pięściami w tyłek, ale to było na nic. Chłopak wprowadził mnie do domu, po czym wszedł na górę i tak znaleźliśmy się w jego pokoju. Zrzucił mnie na swoje łóżko, a sam usiadł na krześle przy biurku.
Ściany były pomalowane na niebiesko, a meble były jasne. Kilka szaf i regałów, biurko oraz łóżko. Gdzieniegdzie wisiały plakaty oraz zdjęcia. Mogłabym rzec, że był to typowy pokój nastolatka. Po plakatach stwierdziłam, że Facu słucha dobrej muzyki: Bring Me The Horizon, 30 Seconds to Mars, Nirvana, Hozier, Disturbed, Linkin Park... mój gust.
- Też słucham takiej muzyki. - uśmiechnęłam się. - Fajny pokój. - położyłam się na łóżko. - I baaaaardzo wygodna podusia. - zaśmiałam się.
- Dziękuję. - również się zaśmiał. - Tyłek mnie trochę boli. Może zamiast siatkówki powinnaś się zapisać na karate? Albo sumo. - prychnął, a ja walnęłam go poduszką.
- Uważaj, panie Conte, bo zaraz twoje jedyneczki pójdą na niezbyt miły spacerek. - próbowałam przybrać groźny ton, ale przy nim nie potrafiłam być poważna.
- Nie boję się ciebie, dziewczynko.
- To zacznij.
- Lepiej ty zacznij. - spojrzał na mnie i uniósł brwi. - A teraz mi opowiadaj, panno Musierowicz - moje nazwisko wypowiadał z zabawnym akcentem, aż chciało mi się śmiać za każdym razem, gdy je wypowiadał - co to był za sen.
- Jak sobie zasłużysz, to ci powiem.
- A czym mam sobie zasłużyć?
- Coś wymyślisz. - uśmiechnęłam się szeroko i podniosłam się z łóżka, kierując się do wyjścia.
Otworzyłam drzwi równo z pewną osobą, którą okazała się...
O l i v k a...
Na jej widok Conte chłopak zerwał się z krzesła i mocno przytulił, po czym zaczęli się całować, a ja wyminęłam ich i zeszłam na dół, po czym wyszłam z powrotem na ogród.
Natychmiast podbiegł do mnie Kacper.
- Wiki... - zaczął, ale urwał i spojrzał na mnie oszołomiony. - O raju, mała, ty płaczesz... - otarł mi łzę, która spłynęła mi po policzku.
- Daj spokój, Kacpi, to tylko jedna łza. Nawet nie zauważyłam, kiedy spłynęła. - uśmiechnęłam się lekko.
- Widziałaś...
- Jak się przywitali. Całowali się, a ja nie chciałam przeszkadzać. - zacisnęłam usta w wąską linię i westchnęłam.
- Ale nie przejmujesz się?
- Nie no coś ty... muszę się przyzwyczaić do tego widoku. Poza tym bardzo lubię Olivkę, a jego tym bardziej.
- Dasz radę, kochana. Jesteś silna, a ja w ciebie wierzę. - przytulił mnie do siebie, a ja odwzajemniłam uścisk.
- To co, bawimy się? - zapytałam.
- Bawimy! - krzyknął Kacper i uśmiechnął się szeroko, po czym dołączyliśmy do reszty ludzi, którzy przyszli na ognisko. Po chwili przybyła również para zakochańców. Podbiegłam do Olivki i ją przytuliłam.
- Hej! Wróciłaś wcześniej? - spytałam.
- No, mieliśmy wracać za dwa dni, ale tata musiał pilnie wracać, bo któryś z pracowników zachorował i musiał go zastąpić, więc przyszłam się przywitać.
- Fajnie, że jesteś. - uśmiechnęłam się. I naprawdę tak myślałam. Lubiłam tę dziewczynę, po prostu trochę przybił mnie ten widok... byli naprawdę szczęśliwi, a ja nie chciałam im tego w żaden sposób psuć.
Więc była na to tylko jedna rada.
Musiałam w jakiś sposób zapomnieć, że ja i Facundo kiedykolwiek będziemy razem.
__________________________________________
Cześć, cześć, cześć!
Jest i siódemka.
No tak, ta cała chora drużyna i niepotrzebne histerie Wiki były tylko snem. Chodziło przede wszystkim o to, by dziewczyna zrozumiała, że w Argentynie wcale nie jest tak źle jak ona to widzi i niepotrzebnie to wszystko tak... przeżywa XD
Opinie pozostawiam wam. Jak ktoś w ogóle jeszcze czyta to opowiadanie XD
Do następnego. Buziaki ♥
Lola